Jesteście ciekawi, jak zostaje się policyjnym donosicielem? Ile można na tym zarobić i jak wygląda taka praca? Przedstawiamy historię pana Andrzeja, który jest „wtyką” policji od ponad 20 lat. (na dole znajduje się zapis wideo z rozmowy)
Historia pana Andrzeja* rozpoczyna się w 1982 roku. To wtedy przez dwa miesiące przebywał w ZOMO w Łodzi. Został jednak wyrzucony. Już wtedy był hazardzistą, a jak wiadomo ten nałóg wymaga dużych pieniędzy. To sytuacja materialna była motorem napędowym jego działań. – Zacząłem kraść. W końcu trafiłem do aresztu śledczego przy Ledóchowskiego. Służba więzienna ze względu na moją przeszłość zaproponowała, żebym został donosicielem – wspomina nasz rozmówca, na co dzień mieszkaniec Ostrowa Wielkopolskiego.
Działalność pana Andrzeja polegała na tym, że służby podstawiały mu różnych ludzi „do rozpracowania”. Za to dostawał papierosy i herbatę. – Później zostałem zwerbowany do innej współpracy. Jeździłem po komendach wojewódzkich. To odbywało się raz w roku przez trzy miesiące. Działałem na terenie Skierniewic, Koła i Leszna. Rozpracowałem wtedy wielu ludzi – tłumaczy pan Andrzej.
Po 8 latach w więzieniu, nasz rozmówca kontynuował działalność jako donosiciel. Wtedy już współpracował z komendą w Ostrowie Wielkopolskim, a później w Lesznie. Zajmował się sprawami związanymi między innymi z nielegalnym handlem samochodami czy tytoniem. – Chodziło o to, że ktoś komuś niby ukradł samochód. Tak naprawdę został on sprzedany na części, a dzięki temu była jeszcze dodatkowa kasa z ubezpieczenia – wyjaśnia.
Działalność pana Andrzeja trwa już 20 lat. Z policją współpracuje cały czas. Do dziś wspomina przede wszystkim swoje „dwie dobre akcje”. – Jedna z nich to Odolanów. Chodziło o handel tytoniem. Wydarzyło się to to dwa lata temu. Zaczęło się od tego, że „gość” kupił tytoń. Przyjeżdżał z żoną, samochodem BMW. Namierzyłem ich. Ona stała przy samochodzie, a on przy targowisku i naganiał klientów. Za to zlecenie dostałem 300 zł premii od policji. Drugi raz to ten sam facet. Został zatrzymany na trasie Ostrów – Odolanów. Zabrano mu około 20 kilogramów tytoniu i kilka tysięcy sztuk papierosów. Wtedy zarobiłem 400 zł. Taka akcja zajmowała mi tydzień. Trzeba się było trochę pokręcić po targowisku i zobaczyć, jak facet działa, z kim ma kontakty i jakim samochodem jeździ – wspomina pan Andrzej.
Takich „akcji” nasz rozmówca miał kilka w miesiącu. Jak podkreśla, z bycia policyjnym konfidentem nie da się dobrze żyć. – To były okazje. Czasami były dwie, trzy sprawy w miesiącu, a później pół roku przerwy – tłumaczy.
Za najlepsze „akcje” pan Andrzej dostawał nawet ponad 1000 zł. Ostatnie pieniądze zarobił stosunkowo niedawno. Wtedy chodziło znowu o handel tytoniem. Na „wypłatę” czeka od dwóch tygodni. Tak jest praktycznie za każdym razem. – Schemat jest zawsze taki sam. Najpierw to ja zgłaszam się do policji. Mam kilku znajomych w komendzie, do których mam numer telefonu. „Nadaję” im temat. Kiedy oni kogoś „skasują”, to muszę później czekać na wypłatę około dwa, trzy tygodnie. Wszystko musi zostać uzgodnione z naczelnikiem. Mój prowadzący przygotowuje pismo. Później wystawia się pokwitowanie. Kwituję odbiór na daną kwotę. Spotykamy się gdzieś w plenerze. Podpisuję się pseudonimem – zdradza pan Andrzej.
Ktoś może się zastanawiać, dlaczego nasz rozmówca postanowił opowiedzieć o tym, czym zajmuje się na co dzień. Wyjaśnienie jest bardzo proste. – Mam żal sam do siebie, że taki jestem. Czuję się, jak kur… Postanowiłem się w końcu komuś wyspowiadać. Nie chciałem jednak, żeby to był ksiądz – podkreśla. – Poza tym, niedawno zastanawiałem się nad sensem przyjaźni. Czy przyjaciela można sprzedać? Raczej nie. A ja to zrobiłem. To było w 1982 roku. Jeśli to będzie oglądał, to na pewno będzie wiedział, że o niego chodzi. Zrobiłem to ze względu na hazard. Potrzebowałem pieniędzy – dodaje.
Pan Andrzej konfidentem jest od 20 lat. Myśli o tym, żeby przestać, ale sam nie wie, co powinien zrobić. – Pieniądze przemawiają za tym, żeby to robić nadal. Za dobry numer jest nawet więcej niż 1000 zł. Zastanawiam się nad tym, żeby z tym skończyć i coś ze sobą zrobić. Wiem, że lata uciekają – tłumaczy.
Bohater naszego materiału wyjaśnił również, że konfidenci odgrywają bardzo ważną rolę w działalności policji. – Gdyby nie płatni informatorzy, to policja ze stu przestępstw wykryłaby może 10 proc. Oni bazują przede wszystkim na takich ludziach. Mają na to zresztą budżet. To nie jest „lewa” kasa. W Ostrowie jest bardzo wiele takich osób. Utrzymanie wszystkich to naprawdę duży wydatek. To też pokazuje, że nie wiadomo z kim się na co dzień rozmawia. Trzeba uważać – dodaje na zakończenie.
* Nasz rozmówca nie ma na imię Andrzej. Imię zostało wymyślone na jego prośbę.