W czwartkowe popołudnie doszło do niecodziennego zdarzenia. W rejonie ulic Reymonta/Konopnickiej kierowca Daewoo Lanosa na widok jadącego w oddali radiowozu znacznie przyspieszył, a następnie z ronda im. Kutznera (koło Sklejek) wjechał do Parku Północnego. Tam jadąc wzdłuż górki, minął garaże, pokonał wąski przejazd prowadzący do bloków przy ul. Bojanowskiego, a następnie zawrócił. W drodze powrotnej uszkodził przednie, lewe koło o wystający kamień. Gdy wyjeżdżał zza garaży, stracił panowanie nad autem, wyjechał poza ubitą drogę i ściął wypuszczające pączki drzewo.
Tam porzucił swój wyścigowy pojazd, zostawiając kluczyki w stacyjce, włączone światła, rozlane piwo z butelki i telefon współwłaściciela. Policjanci gdy dojechali do porzuconego Daewoo, zaczęli ustalać właściciela pojazdu. W domu go jednak nie zastali. Po trzech godzinach na miejscu pojawiła się młoda dziewczyna, która bardzo dobrze znała potencjalnego kierowcę Daewoo. Ten jednak bał się przyjechać do policjantów. Na miejsce wezwano drugiego współwłaściciela pojazdu, czyli ojca mężczyzny, który najprawdopodobniej prowadził Lanosa.
Ojciec przyznał, że według jego wiedzy – różne osoby prowadzą ten samochód, a syn by raczej nie prowadził, bo ma zabrane prawo jazdy. Ostatecznie po ponad 3,5 godzinach przyjechał holownik, który zabezpieczył Lanosa. Policjanci będą ustalać oficjalnego kierowcę Daewoo, choć rozwiązanie tej zagadki wydaje się bardzo oczywiste.