Strajki kobiet organizowane w Ostrowie Wielkopolskim mocno straciły na liczbie uczestników. Emocje wśród niektórych uczestników pozostają na wysokim poziomie i w starciu z przeciwnikiem niemal eksplodują. Do incydentu, w którym interweniowała policja doszło w sobotę przed Ratuszem.
Około 200 osobowa grupa idąca w ramach Strajku Kobiet doszła na ostrowski Rynek. Uczestnicy przed Ratuszem układali znicze w kształt błyskawicy. Wtedy w ich pobliże podszedł pan Antoni. Przez megafon zaczęła przemawiać jedna ze strajkujących kobiet, jak się później okazało związana z lewicową partią. Wtedy pan Antoni zaczął mówić podniesionym tonem: „Lewica razem. Za czym wy jesteście?”, „Eugenika z Polski znika”. Wtedy tłum kobiet zaczął skandować wulgarne hasło: „Wypier***ać!”. Kiedy przycichł, pan Antoni mówił: Głośniej, głośniej”. Wtedy podszedł do pana Antoniego dwóch mężczyzn, z czego ten stojący najbliżej przekonywał go, żeby odszedł. Kiedy chwycił pana Antoniego za ręce, ten je odtrącił. Dalej stał z rękoma uniesionymi w geście „ja nic nie robię”. Kobieta z megafonem poprosiła o interwencję policjantów. Ci weszli i wyprowadzili za ręce pana Antoniego. Ten nie stawiał oporu. Tłum wybuchł z radości, oklaskując policjantów. Po chwili przerwano wystąpienie kobiety agitującej za lewicową partią.
Udało nam się dotrzeć do uczestników tego zdarzenia. Pan Antoni zapamiętał je tak:
„Stanąłem koło zgromadzenia, które nie było formalnym zgromadzeniem i zacząłem wołać kulturalne hasło które się jednak panom i panią z protestu nie spodobało. Po chwili już byłem obskoczony z kilku stron przez rozkrzyczane panie, najpierw jedna zadała mi pytanie, była może szansa na jakiś dialog, ale szybko zmieniło się to w krzyki wypi***lać w moją stronę. Nie było mowy o jakimś nawiązaniu racjonalnego kontaktu z tymi osobami, więc stałem i wołałem sobie dalej. Kilku tolerancyjnych panów z protestu mi niecenzuralnie groziło. Panie zaczęły moralny szantaż puszką na jakąś zbiórkę, machały mi puszką przed nosem i zaczęły mnie odpychać, szarpać. Po chwili weszła policja, dwóch panów chwyciło mnie pod ręce i wyprowadziło. Nie stawiałem żadnego oporu. Panowie chwilę ze mną porozmawiali, prosili żebym nie prowokował protestu, przyznali, że to nie ja byłem agresywny i że nikt nie miał prawa mnie wykluczyć ze zgromadzenia które nie było formalnym zgromadzeniem i tak cała sprawa się zakończyła.”
Pragnąca zachować anonimowość jedna z protestujących opisała tę sytuację następująco:
Był z jakimiś kolegami, i zaczął wrzeszczeć do nas jak rozkładałyśmy znicze. No to podeszłam do niego żeby porozmawiać kulturalnie ale niestety się nie dało. Byłam z nim twarzą w twarz, był agresywny ale nawet mnie nie dotknął. W końcu policja go zgarnęła”.
Strajkujący zabrali znicze z Rynku i zanieśli je pod biura parlamentarzystów Prawa i Sprawiedliwości.