Potwierdziły się pierwsze nieoficjalne informacje nt. zdarzenia, do którego doszło w poniedziałkowy poranek. Jeden z pracowników wyznał wówczas, że jego kolega spadł i nie żyje. <strong>Potwierdziły się pierwsze nieoficjalne informacje nt. zdarzenia, do którego doszło w poniedziałkowy poranek. Jeden z pracowników wyznał wówczas, że jego kolega spadł i nie żyje. Przybyły na miejsce lekarz, po uzyskaniu wstępnych informacji od niektórych pracowników, skłonił się ku wersji, że 60-latek zmarł w wyniku zawału serca. Tymczasem wiele wskazuje na to, że mężczyzna spadł na grząski piasek i po chwili przeszedł 10 metrów dalej.
Przypomnijmy, że w poniedziałek około godz. 9.00 doszło do zdarzenia na terenie budowanej hali widowiskowo-sportowej w Ostrowie Wlkp. przy ul. Wojska Polskiego. 60-letni mężczyzna miał odczepiać za pomocą łomu szalunki – drewniane dykty przymocowane do górnej krawędzi betonowej konstrukcji, dzięki której to dykcie wylewany beton był utrzymany w pożądanej formie.
Sekcja zwłok mężczyzny nie wykazała jednoznacznie co było bezpośrednią przyczyną śmierci. Rozważane są dwie wersje. Jedna, że mężczyzna doznał zawału i spadł, a druga bardziej prawdopodobna, że próbując oderwać za pomocą łomu dyktę, wyłamał jej fragment i przeniesionym ciężarem ciała przesunął się w stronę krawędzi, co zakończyło się upadkiem. Ze śladów na piasku widać, że mężczyzna sam przeszedł jeszcze 10 metrów zanim ostatecznie jego serce przestało bić.
Biegły po przeprowadzeniu badań histopatologicznych stwierdzi czy mężczyzna miał zawał i czy inne obrażenia mogły spowodować śmierć mężczyzny.
To już druga tragiczna historia na budowanej hali. Wcześniej doszło do jedynego w Europie wyładowania atmosferycznego. Rażony prądem został jeden z pracowników.